Jak długo wójt, burmistrz, czy prezydent miasta powinien pełnić swoja funkcję? Dyskusja o ograniczeniu kadencyjności trwa, od kiedy tylko możemy wybierać szefów naszych lokalnych urzędów z imienia i nazwiska - czyli od 2002. Ta zmiana to ostatni szlif w reformie samorządowej, która dążyła do maksymalnej decentralizacji władzy. Czy ewentualne zmniejszenie władzy wójtów i burmistrzów oznacza wycofanie się z tego kierunku?
Zaczęło się w 1990r. Ówczesnym rządzącym po wyborach Solidarnościowcom tak samo jak ich socjalistycznym poprzednikom brakowało wiedzy i doświadczenia na temat dobrze uformowanej samorządności lokalnej. Jednak potrzeba stworzenia struktury władz lokalnych była nagląca – nowo budująca się demokracja potrzebowała również swoich przedstawicieli na poziomie gmin. Samorządy dostały na własność nieruchomości skarbu państwu, a także zaczęły budować lokalną administrację. Następnym krokiem było wprowadzenie powiatów oraz zmniejszenie liczby województw z 49 do 16 w 1999r. Pomniejszono wówczas rolę wojewody (administracja centralna) na rzecz marszałka województwa (z wyborów lokalnych).
Wybór bezpośredni na jednoosobowe stanowiska w lokalnym samorządzie w 2002 był kolejnym krokiem do stworzenia silnych ośrodków władzy lokalnej. Konsekwencją tej zmiany jest możliwość wyłonienia w drodze wyborów Rady oraz przedstawiciela władzy wykonawczej, którzy będą wobec siebie opozycyjnie. Często taki układ oznacza wzajemne blokowanie decyzji. Wcześniej wójtowie i burmistrzowie wyłaniani byli w gronie Rady, a zatem siłą rzeczy byli przedstawicielami jej większości. Z drugiej strony osoby te nie miały silnego mandatu, pochodzącego z głosowania bezpośredniego. Teraz już wójtowie i burmistrzowie mają zarówno silny mandat, jak i silne prerogatywy. A to z kolei budzi obawy…
Pomysł ograniczenia kadencyjności na stanowiskach wójtów, burmistrzów i prezydentów na poważnie zaistniał w debacie publicznej przed wyborami 2010 roku, czyli w momencie gdy wielu przedstawicieli władzy wykonawczej kończyło swoją drugą kadencję (z wyborów bezpośrednich), a często byli to przecież włodarze piastujący swoje stanowiska o wiele dłużej, nierzadko od 1990r.
Oto krótka historia debaty na temat ograniczenia kadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast:
Klub poselski Ruchu Palikota przygotował projekt nowelizacji Kodeksu wyborczego w roku 2012. Przewidywał on ograniczenie liczby kadencji do dwóch. Wówczas nie spotkał się on z zainteresowaniem żadnego z pozostałych klubów w parlamencie. Klub PO wnioskował o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, co zostało poparte przez klub PiS. Projekt ten był jedną z części pakietu propozycji zmian w prawie wyborczym, jakie zaproponował Ruch Palikota. Wśród innych pomysłów były także ograniczenie kadencyjności parlamentarzystów oraz radnych, a także likwidacja powiatów i senatu. Klub Ruchu Palikota argumentował propozycje umożliwieniem zwiększenia kontroli społeczeństwa nad miejscową władzą. Za ważny powód podano również wynik badań polskiego samorządu lokalnego, które wskazały, że co dziesiąty wójt, burmistrz lub prezydent miasta sprawuje swoją funkcję nieprzerwanie od pierwszych wyborów w 1990 r[1]. Dodatkowo argumentowano to zwiększeniem efektywności władzy, a także zastosowaniem tego rozwiązania w przypadku organu Prezydenta RP.
Projekt nie przewidywał wliczania okresów pełnienia urzędów przed wejściem w życie ustawy. Prawo i Sprawiedliwość wyraziło poparcie dla samej idei stojącej za pomysłem, jednak klub zadecydował zagłosować przeciw projektowi. Podobny pomysł na zmiany w organizacji samorządu lokalnego miał wówczas klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który na podstawie zebranych przez siebie 250 tys. ankiet konsultacyjnych proponował podobne działanie .
Przy okazji wyborów samorządowych w roku 2014 w klubie Prawa i Sprawiedliwości pojawił się pomysł dotyczący ustawy ograniczającej do dwóch kadencji możliwość sprawowania jednoosobowych funkcji wykonawczych w samorządzie. Jednym z głośniejszych zwolenników tego pomysłu był kandydat PiS na prezydenta Krakowa Marek Lasota, a więc kandydat z miasta, gdzie prezydent sprawuje swój urząd od kilku kadencji. Politycy tej partii argumentowali wówczas, że osoby ze stronnictwa rządzącego w danej gminie mają przewagę nad pozostałymi, chociażby z powodu kontroli nad lokalnymi miejscami pracy. Projekt nie zyskał zainteresowania partii rządzącej, a więc nie był procedowany przez Parlament.
Przed wyborami samorządowymi w 2014 r., Millward Brown na zlecenie Gazety Wyborczej sprawdził poparcie Polaków dla pomysłu ograniczenia kadencyjności urzędów lokalnych. 45% respondentów poparło pomysł ograniczenia do dwóch kadencji, 14% opowiedziało się za wariatem trzech kadencji. Natomiast dla 31% pytanych kwestia ta nie wymaga regulacji. Ciekawie przedstawiły się wyniki w miastach. Ponad połowa mieszkańców Gdyni (56%) sprzeciwiła się ograniczeniu kadencyjności, natomiast najwięcej zwolenników pomysł znalazł w Opolu (60%) i Olsztynie (57%). W podsumowaniu badania czytamy, że w miejscowościach, gdzie włodarz był u władzy dopiero pierwszą kadencję, mieszkańcy widzieli większa potrzebę wprowadzenia ograniczeń (ponad połowa respondentów). Natomiast w miastach, gdzie od 1990 rządziła ta sama osoba, pomysł popiera już jedynie 41% mieszkańców, a około 1/3 pytanych nie widzi potrzeby regulowania tej kwestii. Podobne wyniki zaprezentował CBOS, co prezentują poniższe wyniki z 2014 r.
Gdy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory w 2015 r., pojawiły się ponownie zapowiedzi ograniczenia kadencyjności. Dodatkowo pomysł wiązał się z wydłużeniem kadencji samorządu do 5 lat. Jak tłumaczył poseł Jacek Sasin, miałoby to wymusić „naturalną zmianę”. Nowoczesna przyklasnęła pomysłowi i od razu zapowiedziała jego poparcie. Już w trakcie kampanii niektórzy posłowie tej partii mówili o ograniczeniu kadencyjności. Platforma Obywatelska podeszła zachowawczo do pomysłu i domagała się poznania szczegółów projektu. PSL jest zdecydowanym przeciwnikiem tego pomysłu. Pomysł spotkał się z różnym przyjęciem ekspertów i trudno znaleźć jednoznacznych zwolenników i przeciwników tego rozwiązania. Jak jednak powiedział politolog Jarosław Flis w wywiadzie dla Kultury Liberalnej „choroba, którą ma leczyć to rozwiązanie jest realna (…)”. Mowa tutaj o rywalizacji wyborczej w samorządzie terytorialnym, która jest słabej jakości, a także o fakcie przewagi raz wybranych i rządzących nad nowymi kandydującymi. Prof. Jerzy Stępień, jeden z twórców polskiej reformy samorządowej, powiedział, że „ograniczenie kadencyjności nie jest złym pomysłem”, ale uważa także, że wójt czy burmistrz „może po tym czasie tak poustawiać sprawy, by rządzić gminą z tylnego siedzenia”. Brakuje wciąż szczegółowych informacji na temat projektu PiS, jednak wedle zapowiedzi partii zmiany miały by wejść w życie jeszcze przed wyborami samorządowymi w 2018.
autor: Adam Gajek
[1] http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2014/K_152_14.PDF